Oto legenda napisana przez Paulinę Rembacz, uczennice klasy III technikum budowlanego, którą zdobyła serca jury i Złotą Wronę w swojej kategorii wiekowej.
W czasach, kiedy król Krak zmagał się
z żarłocznym smokiem wawelskim, w krainie stu jezior, tworzyła się mała osada. Okolica
ta była niezwykle urokliwa. Dookoła osady ciągnęły się pola, które dawały
urodzajny plon i w czasie żniw przypominały złociste stawy. Lasy, które się tam
rozciągały były niczym tętniący życiem labirynt, którego każda droga ukazywała
zawierający dech w piersiach widok. Wszędzie znajdowały się polany, na których
można było dostrzec tysiące różnobarwnych, pięknie pachnących kwiatów i
otaczające je pszczoły. Idąc dalej można było usłyszeć koncert leśnych ptaków.
To dzięcioł gdzieś leczy chore drzewa, wystukując szybki rytm, to słowik koi
zmysły swoją cudowną melodią. Lasy były bogate w liczną zwierzynę, taką jak
sarny, lisy, dziki i zające. Jeziora, które dodawały krajobrazowi najwięcej
uroku, mieniły się w słońcu w srebrzyste tafle lodu, otoczone zielonymi łąkami.
Wszystko żyło w zgodzie i harmonii. Zimą z kolei las zapadał w sen, a
otaczające go pola przypominały skutą lodem, śnieżną pustynię. Nie były to
jednak takie zwykłe lasy, ponieważ żyły w nich zielone skrzaty, zwykle
niewidoczne dla ludzi. Mieszkały w najbardziej ukrytych zakątkach lasu, na
potężnych dębach, ukryte wśród liści. Opiekowały się zwierzętami i roślinami
oraz posiadały ogromną wiedzę co do uprawy pól i lecznictwa. Nie ufały jednak
ludziom, ponieważ próbowali oni wykraść sekretą księgę mądrości skrzatów.
Osadą władał wódz Borzysław. Był to słynny
wojownik niewielkiego wzrostu, o bujnych ciemnych włosach, posiwiałych już tu i ówdzie przez wzgląd na
swój wiek. Oczy miał czarne jak dwa węgielki, a jego twarz przyozdabiał duży,
lekko zakręcony wąs. Uznanie i szacunek wśród ludzi zdobył dzięki opanowanej do
perfekcji sztuce władania szablą, doskonałej umiejętności strzelania z łuku i
jazdy konnej. Trzeba przyznać, że mężczyzna potrafił także świetnie polować na
zwierzęta. Wybranką jego serca była piękna, młoda, bardzo drobna kobieta, o
długich blond włosach, zawsze zaplenionych w warkocz. Jej twarz promieniała
blaskiem i radością, a oczy wyrażały spokój. W
ich błękitnej głębi można było dostrzec fale spokojnego morza. Nazywała się Danusia i
była już matką czwórki dzieci. Osada była mała, drewniana i składała się z
kilku rodzin. Z czasem jednak zaczęła się powiększać. Utrzymywała się ona
głównie z pracy w polu i produkcji pysznego miodu. Tutejsi pszczelarze
wykorzystując dobrobyt w drzewa, ścinali je, wycinali środek i w samych kłodach
stawiali ule dla pszczół na polach. Ziemia była bardzo urodzajna i nigdy nie
brakowało zboża. Hodowano także zwierzęta, takie jak krowy, kozy, świnie i
kury. W osadzie mieszkał także jeden kowal, który podkuwał konie i zaopatrywał
mieszkańców w broń. Osada była jednak
wyjątkowa. Wódz, dzięki swojej inteligencji i niesamowitym sposobie odnoszenia
się do natury jako istoty żywej, zyskał
zaufanie do żyjących w lasach skrzatów. To właśnie dzięki im pomocy wioska tak
dobrze funkcjonowała i miała obfite plony. Pomagali im oni także przy zwierzętach.
Dzięki nadzwyczajnej znajomości roślin i ziół, byli doskonałym uzdrowicielami
od wszelkich chorób.
Wokół tworzyły się także inne osady,
które były oddalone od tutejszej o kilka kilometrów. Pewnego wiosennego, bardzo
słonecznego i ciepłego dnia, od strony wschodniej, przybył do wioski na białym
koniu wódz pobliskiej wioski. Był on ciekawy, skąd Borzysław posiada tak dużą
wiedzę o lecznictwie i uprawie pól. Sam osobiście nie wierzył w powieści o
leśnych skrzatach, ale podejrzewał, że jednak naprawdę istnieją. Zazdrościł mu
tego, jak dobrze funkcjonuje jego osada. Stwierdził, że skoro teraz się nie
może odkryć tej tajemnicy, to dołączy swoją wioskę do osady Borzysława i z
czasem dowie się tego sekretu. Borzysław jednak domyślił się jego złych
zamiarów i stanowczo odmówił zgody na jego propozycję. Wściekły wódz groził, że
siłą przejmie osadę i wrócił na swym koniu do wioski. W osadzie wybuchła
panika. Było tutaj zbyt mało wojowników. Nikt nie chciał wojny. Borzysław
jednak uspokoił mieszkańców i opowiedział im swój podstęp. Przed osadą
znajdowało się pole wraz z ulami. Kazał on pszczelarzom wynieść kłody z ulami,
a w zamian za nie ustawić puste, lekko nacięte z tyłu. Wyjaśnił, że o świcie
schowają się w nie i zaskoczą nadciągające wojska. Skrzaty schowane na drzewach
dadzą im znak do ataku. Wojownicy uspokoili się i szykowali do jutrzejszej
bitwy. Następnego dnia o wschodzie słońca mieszkańcy czekali już gotowi do
ataku w swoich kłodach. Wojska sąsiedniej wioski już nadciągały. Z przodu
jechał na białym koniu wódz, a za nim szli pieszo wojownicy. Zdziwili się na
widok pustego pola. Niczego nie podejrzewali. Ucieszyli się, że zaskoczą
przeciwnika. Wchodząc pomiędzy stojące kłody usłyszeli cienki krzyk skrzatów.
Zlękli się. Wtem wojownicy Borzysława wyskoczyli z kłód i zaatakowali
zaskoczonych przeciwników. Nie przygotowani na tak szybki przebieg sytuacji wrogowie
zaczęli uciekać. Wielu z nich straciło życie. Na szczęcie szybko się poddali.
Żaden z wojowników Borzysława nie zginął. Było paru rannych, ale skrzaty dzięki
naparom z ziół szybko ich uleczyły. Rozstrzygnięta bitwa nadała rozgłosu
osadzie i już nikt nie próbował jej podbić. Na znak wymyślonego z kłodami podstępu
nazwano ją Kłodzisko, a nazwa ta przetrwała aż do dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz