piątek, 22 maja 2015

Brązowa Wrona

Legenda napisana przez uczennicę Kamilę Henschke, zdobywczynię III miejsca w Konkursie Literackim o Złotą, Srebrną i Brązowa Wronę, w kategorii szkół ponadgimnazjalnych.
Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów panowania w Niderlandach Filipa II Habsburga, grupa olęderskich menonitów udała się konno z Prus na wschód w poszukiwaniu przyjaznego miejsca do osiedlenia się, tym samym unikając prześladowań we własnym kraju. Byli to ludzie bardzo pracowici i uczynni, a praca była dla nich świętością. Jako, że odznaczali się kunsztem, jeśli chodzi o osuszanie bagien, umiłowali oni sobie obszar bagienny przy jeziorze, otoczony zalesionymi pagórkami , w samym środku Puszczy Noteckiej. Nie było dla nich problemem rybołówstwo, ani też łowiectwo, a zwierzyny leśnej wokół było pod dostatkiem. Wspólnymi siłami założyli malutką osadę, składającą się z tejże nielicznej grupy Olędrów i na osuszonych bagnach poczęli uprawiać ziemię na żyznych torfowiskach.
Osada rozwijała się sprawnie, jedzenia było pod dostatkiem, a karczowany las dostarczał im surowców do budowania nowych domostw, postanowili zacząć handlować nagromadzonymi dobrodziejstwami. W tym celu udali się na poszukiwania pobliskich osad, by znaleźć kupców. Słyszeli oni tylko z opowieści, że tereny te zamieszkują chrześcijańscy Polacy. Jak się okazało, zaledwie kilka kilometrów za lasami ich oczom ukazał się malowniczy krajobraz rzeki i drewniany most prowadzący przez nią wprost do małej wsi zwanej Wronki. Zamieszkiwali ją ludzie prości, ale bardzo religijni. Wypasali oni bydło na rozległych łąkach nad rzeką i trudzili się produkcją przetworów mlecznych. Okazało się, że byli to również ludzie bardzo gościnni, którzy z otwartymi rękami przyjęli Olędrów do jednego z głównych domostw i częstowali chlebem z masłem i serem własnej roboty. Rozmowa szła im opornie, ponieważ język stanowił ogromną barierę, ale po kilku rysunkach, intensywnej gestykulacji zrozumieli o co chodzi przyjezdnym. Wronczanie obiecali Olędrom, że nauczą ich „po swojymu godoć, a syra i mlyka żałować nie bydą”. Opowiadali im o swojej okolicy i bardzo chcieli się dowiedzieć czegoś o ich pochodzeniu. Próbując powiedzieć gdzie mieszkają, mówili niezrozumiale że za ,,Rzecią”, nie potrafiąc poprawnie wymówić słowa ,,rzeka’’. Olędrzy obiecali, że będą stałymi gośćmi i zapewniali, że przyjeżdżają w pokoju. Z każdą wizytą postanowili oni karczować las, by utworzyć drogę do ,,Rzeci’’, bo nie byli w stanie przejechać wozami przez gęstą puszczę. Chętni Wronczanie postanowili pomóc Olędrom i w ten sposób utworzyła się leśna droga handlowa. Współpraca szła im znakomicie, Olędrzy przywozili zboże, żurawinę i ryby ze swojego jeziora, a w zamian dostawali mleko, masło i ser. Z czasem utarło się, że przyjezdni nazywani byli Rzecinami, a Olędrzy myśląc, że po Polsku znaczy to tyle, co ,,Olęder’’, przyjęli tę nazwę, a swą osadę kazali zwać Rzecinem.

czwartek, 21 maja 2015

Złota Wrona

Oto legenda napisana przez Paulinę Rembacz, uczennice klasy III technikum budowlanego, którą zdobyła serca jury i Złotą Wronę w swojej kategorii wiekowej.


         W czasach, kiedy król Krak zmagał się z żarłocznym smokiem wawelskim, w krainie stu jezior, tworzyła się mała osada. Okolica ta była niezwykle urokliwa. Dookoła osady ciągnęły się pola, które dawały urodzajny plon i w czasie żniw przypominały złociste stawy. Lasy, które się tam rozciągały były niczym tętniący życiem labirynt, którego każda droga ukazywała zawierający dech w piersiach widok. Wszędzie znajdowały się polany, na których można było dostrzec tysiące różnobarwnych, pięknie pachnących kwiatów i otaczające je pszczoły. Idąc dalej można było usłyszeć koncert leśnych ptaków. To dzięcioł gdzieś leczy chore drzewa, wystukując szybki rytm, to słowik koi zmysły swoją cudowną melodią. Lasy były bogate w liczną zwierzynę, taką jak sarny, lisy, dziki i zające. Jeziora, które dodawały krajobrazowi najwięcej uroku, mieniły się w słońcu w srebrzyste tafle lodu, otoczone zielonymi łąkami. Wszystko żyło w zgodzie i harmonii. Zimą z kolei las zapadał w sen, a otaczające go pola przypominały skutą lodem, śnieżną pustynię. Nie były to jednak takie zwykłe lasy, ponieważ żyły w nich zielone skrzaty, zwykle niewidoczne dla ludzi. Mieszkały w najbardziej ukrytych zakątkach lasu, na potężnych dębach, ukryte wśród liści. Opiekowały się zwierzętami i roślinami oraz posiadały ogromną wiedzę co do uprawy pól i lecznictwa. Nie ufały jednak ludziom, ponieważ próbowali oni wykraść sekretą księgę mądrości skrzatów.
             Osadą władał wódz Borzysław. Był to słynny wojownik niewielkiego wzrostu, o bujnych ciemnych włosach,  posiwiałych już tu i ówdzie przez wzgląd na swój wiek. Oczy miał czarne jak dwa węgielki, a jego twarz przyozdabiał duży, lekko zakręcony wąs. Uznanie i szacunek wśród ludzi zdobył dzięki opanowanej do perfekcji sztuce władania szablą, doskonałej umiejętności strzelania z łuku i jazdy konnej. Trzeba przyznać, że mężczyzna potrafił także świetnie polować na zwierzęta. Wybranką jego serca była piękna, młoda, bardzo drobna kobieta, o długich blond włosach, zawsze zaplenionych w warkocz. Jej twarz promieniała blaskiem i radością, a oczy wyrażały spokój. W  ich błękitnej głębi można było dostrzec  fale spokojnego morza. Nazywała się Danusia i była już matką czwórki dzieci. Osada była mała, drewniana i składała się z kilku rodzin. Z czasem jednak zaczęła się powiększać. Utrzymywała się ona głównie z pracy w polu i produkcji pysznego miodu. Tutejsi pszczelarze wykorzystując dobrobyt w drzewa, ścinali je, wycinali środek i w samych kłodach stawiali ule dla pszczół na polach. Ziemia była bardzo urodzajna i nigdy nie brakowało zboża. Hodowano także zwierzęta, takie jak krowy, kozy, świnie i kury. W osadzie mieszkał także jeden kowal, który podkuwał konie i zaopatrywał mieszkańców w broń.  Osada była jednak wyjątkowa. Wódz, dzięki swojej inteligencji i niesamowitym sposobie odnoszenia się do natury jako istoty żywej,  zyskał zaufanie do żyjących w lasach skrzatów. To właśnie dzięki im pomocy wioska tak dobrze funkcjonowała i miała obfite plony. Pomagali im oni także przy zwierzętach. Dzięki nadzwyczajnej znajomości roślin i ziół, byli doskonałym uzdrowicielami od wszelkich chorób.       
Wokół tworzyły się także inne osady, które były oddalone od tutejszej o kilka kilometrów. Pewnego wiosennego, bardzo słonecznego i ciepłego dnia, od strony wschodniej, przybył do wioski na białym koniu wódz pobliskiej wioski. Był on ciekawy, skąd Borzysław posiada tak dużą wiedzę o lecznictwie i uprawie pól. Sam osobiście nie wierzył w powieści o leśnych skrzatach, ale podejrzewał, że jednak naprawdę istnieją. Zazdrościł mu tego, jak dobrze funkcjonuje jego osada. Stwierdził, że skoro teraz się nie może odkryć tej tajemnicy, to dołączy swoją wioskę do osady Borzysława i z czasem dowie się tego sekretu. Borzysław jednak domyślił się jego złych zamiarów i stanowczo odmówił zgody na jego propozycję. Wściekły wódz groził, że siłą przejmie osadę i wrócił na swym koniu do wioski. W osadzie wybuchła panika. Było tutaj zbyt mało wojowników. Nikt nie chciał wojny. Borzysław jednak uspokoił mieszkańców i opowiedział im swój podstęp. Przed osadą znajdowało się pole wraz z ulami. Kazał on pszczelarzom wynieść kłody z ulami, a w zamian za nie ustawić puste, lekko nacięte z tyłu. Wyjaśnił, że o świcie schowają się w nie i zaskoczą nadciągające wojska. Skrzaty schowane na drzewach dadzą im znak do ataku. Wojownicy uspokoili się i szykowali do jutrzejszej bitwy. Następnego dnia o wschodzie słońca mieszkańcy czekali już gotowi do ataku w swoich kłodach. Wojska sąsiedniej wioski już nadciągały. Z przodu jechał na białym koniu wódz, a za nim szli pieszo wojownicy. Zdziwili się na widok pustego pola. Niczego nie podejrzewali. Ucieszyli się, że zaskoczą przeciwnika. Wchodząc pomiędzy stojące kłody usłyszeli cienki krzyk skrzatów. Zlękli się. Wtem wojownicy Borzysława wyskoczyli z kłód i zaatakowali zaskoczonych przeciwników. Nie przygotowani na tak szybki przebieg sytuacji wrogowie zaczęli uciekać. Wielu z nich straciło życie. Na szczęcie szybko się poddali. Żaden z wojowników Borzysława nie zginął. Było paru rannych, ale skrzaty dzięki naparom z ziół szybko ich uleczyły. Rozstrzygnięta bitwa nadała rozgłosu osadzie i już nikt nie próbował jej podbić. Na znak wymyślonego z kłodami podstępu nazwano ją Kłodzisko, a nazwa ta przetrwała aż do dzisiaj. 

poniedziałek, 18 maja 2015

XII Konkurs Literacki o Złotą, Srebrną i Brązową Wronę






W piątek 15 maja 2015 r. odbył się Finał XII edycji Powiatowego Konkursu Literackiego o Złotą, Srebrną i Brązową Wronę. Uczestnicy konkursu mieli napisać własną wersję legendy o powstaniu swojego miasta lub wsi.
W kategorii szkół ponadgimnazjalnych I miejsce i Złotą Wronę otrzymała uczennica naszej szkoły, Paulina Rembacz z klasy III TB. Brązowa Wrona również trafiła do uczennicy naszej szkoły, otrzymała ją Kamila Henschke z kl. III TA.
Nauczycielem prowadzącym była pani Agnieszka Napierała.
Gratulujemy !!!
  
W kolejnych postach opublikujemy zwycięskie legendy.